CURRENT MOON |
Blog > Komentarze do wpisu
Epopeja internetowa - odcinek 1
Nudny będzie, bo zaczęło się normalnie i nic nie wskazywało na późniejszą głupawkę. Początek stanowi wiadomość GG od Pawła otrzymana, uwaga, 15 listopada:
Cześć, prawdopodobnie od poczatku grudnia nie bedziemy juz razem w sieci, planuje rozwiazac ta siec poniewaz ostatnio coraz gorzej to dziala, internet z multi mediow raz jest raz go nie ma. Osobiscie przechodze do Netia. Ponieważ nie znam się na wybieraniu dostawców internetu, bo od siedmiu lat Paweł myślał w tej kwestii za mnie, poszłam za tłumem. Kliknęłam w banner nad rozmową przedstawiający Kaszpirowskiego, wypełniłam formularz i tego samego dnia wieczorem zadzwoniła do mnie pani, która przygotowała umowę. Dwa dni później dostałam smsa od Netii, że umowę przekazano kurierowi, a jeszcze następnego dnia smsa od firmy kurierskiej, że "Dziś zostanie dostarczona przesyłka na adres (... - tu następuje mój adres zamieszkania)". Ponieważ siedziałam akurat przy HPLC, zadzwoniłam do babci i uprzedziłam ją, że być może przyjdzie kurier z umową. Nie bardzo wiedziałam, co miałoby z tego wyniknąć, bo o ile się orientowałam, umowę podpisuje się na miejscu, a kurier ją zabiera. No ale cóż, numeru telefonu do kuriera w smsie nie było. Około szesnastej zadzwoniła babcia, że przyszedł kurier, ale nie wie co robić, bo mnie nie ma. Byłam akurat nie w humorze, bo PCR nie wychodził, więc warknęłam, że jak nie wie co robić, to niech się na drugi raz wcześniej umawia telefonicznie z odbiorcą. Nie wiem, czy usłyszał. Następnie, metodą, że ja mówię do babci, a babcia do kuriera, podałam adres do pracy i drogę do mojego labu i umówiliśmy się na następny dzień. Następnego dnia rano dostałam smsa, że "Dziś zostanie dostarczona przesyłka na adres (... - tu następuje mój adres zamieszkania)". Ponieważ już wcześniej nabrałam wątpliwości, czy kurier nie wpadnie na pomysł dostarczania mi umowy do pracy o tej samej porze, o której wczoraj próbował do domu (wczoraj siedziałam dłużej, normalnie w tym czasie jestem w autobusie), wątpliwości się skumulowały i postanowiłam zadzwonić na infolinię. Wyjaśniłam pani na infolinii zarówno kwestię adresu jak i pory dnia, ona kliknęła dwa razy w klawiaturę i powiedziała: - Ale... Aleee, wie pani, ta przesyłka jest na magazynie. Z adnotacją zwrot do nadawcy. Uhm. - Uhm. - To ja zadzwonię na magazyn i potem oddzwonię do pani. - Świetnie. Po odłożeniu słuchawki uświadomiłam sobie, że zamiast się denerwować jak głupia mogę zobaczyć w necie to samo co tamta pani, bo mam wszak numer przesyłki. Weszłam w net i zobaczyłam, że status umowy minutę temu zmienił się na "wydana kurierowi". Git, myślę sobie. Po czym przychodzi sms: Dziś zostanie dostarczona przesyłka na adres (... - tu następuje mój adres zamieszkania)". Na szczęście za parę minut dzwoni tamta pani i przekonuje mnie, ze przesyłkę dostał na pewno, ale to na pewno ten sam kurier, z którym rozmawiałam wczoraj i na pewno pamięta, jak się ze mną umawiał i dostał polecenie, żeby do mnie przyjechać najpóźniej o czternastej. Punkt czternasta zjawił się kurier. - Jak ja dawno nie byłem w laboratorium... Bo wie pani, ja jestem z zawodu chemikiem... Podpisałam umowę, pogawędziliśmy jeszcze trochę o niesprawiedliwości świata i odjechał. Na umowie widnieje, zapamiętajcie, data 17 listopada. Byłam pewna, że na pewno zdążę przed pierwszym grudnia założyć sobie internet. Jakąż byłam naiwną klępą.
wtorek, 12 stycznia 2010, nita_callahan
Komentarze
piarella
2010/01/12 20:31:11
ROTFL. Jezu. ROTFL. To już zaczyna przypominać moje długie tańce z tepsą. Dwa lata trwały.
Gość: Lena, *.tvk.torun.pl
2010/01/12 21:00:03
...chyba kocham moja kablowke...
Pociesze Cie za to czyms z zupelnie innej beczki: w zeszlym roku wynajmowalam mieszkanie ze znajoma, mialysmy tam Netie. W marcu poinformowano nas, ze likwiduja nadajnik, wiec od czerwca mozemy przestac placic, bo netu i tak nie bedzie. Wyprowadzilam sie w polowie czerwca, ale z pewnych zrodel wiem, ze net byl do LISTOPADA :/ Cos nie w te strone im wychodzi... |