CURRENT MOON
RSS
wtorek, 31 marca 2009
Marysia jest bardzo chora

To dlatego od sześciu tygodni nie odpisuje na maile i nie odbiera telefonu. Owszem, martwiłam się, że coś jej się stało, jak to ja. Babcia na przykład twierdziła, że pewnie pojechała do rodziców do Izraela, no ale przecież tam też mają internet, więc już podejrzewałam, że zginęła w jakimś zamachu. Babcia wymyśliła w końcu, że pojechali w góry wszyscy razem, tym bardziej, że nasze niespokojne telefony do Bronków też pozostawały bez odpowiedzi. Dzisiaj Bronek zadzwonił, że Marysia od dwóch miesięcy leży w szpitalu bardzo chora. Nie wiem więcej, nie wiem na co, ale stwierdzenie "wygląda, jakby leżała w trumnie" nie wróży dobrze.

To tak daleko, nie można się niczego bezpośrednio dowiedzieć, nie można pogadać i podtrzymać na duchu, nic nie można. Można najwyżej dużo myśleć. Kto wie, może takie intensywne myślenie jednak działa? Proszę, myślcie razem ze mną, nie znacie Marysi, ale wierzcie mi, że naprawdę jest tego warta.

19:14, nita_callahan
Link Dodaj komentarz »
poniedziałek, 30 marca 2009
Nie głupie to?
Najeść się suszonych moreli i zafundować sobie w ten sposób sraczkę w nocy z niedzieli na poniedziałek, w dodatku po zmianie czasu?
Dzisiaj to Orion przeze mnie się nie wyspał. :P
08:12, nita_callahan
Link Komentarze (1) »
piątek, 20 marca 2009
Nie radzę sobie ze szczurami

Żeby się nie powtarzać z opowieścią, przeklejam PW wysłane dzisiaj do szczuromaniaczki, która mi te wariatki dostarczyła.

Dawno temu już, jak pisałam, nauczyła się otwierać klatkę. Ja, po kilku próbach, nauczyłam się zakładać kłódkę w takim miejscu, że w szparze po otwarciu szczur się nie mieścił (Ebola to straszny grubas, a Dżuma nie wykazuje takich przestępczych skłonności).
Wczoraj zwariowały. Fakt, późno wróciłam z pracy, byłam zmęczona i wcześnie się chciałam położyć, więc wyszły tylko na czas sprzątania klatki. Za nic potem nie dawały się wsadzić z powrotem. Na widok otwartych przed sobą drzwiczek robiły w tył zwrot i uciekały mi na kark. Wyobraź sobie, jak trzymam Dżumę obiema rękami i wkładam ją do klatki, a ona wszystkimi czterema łapami z całej siły trzyma się krat. :) Gdy już mi się udało, otwierały drzwiczki, gryzły pręty i skakały sobie po głowach. Dwa razy je jeszcze wypuszczałam na poprzytulanie, z nadzieją, że się uspokoją, w końcu bezlitośnie zamknęłam i poszłam spać. Ebola zaraz otworzyła klatkę, ale kłódka trzymała, więc byłam spokojna. Jeszcze zanim się położyłam, sprawdziłam, że są na miejscu. Wyniosłam klatkę jak zwykle do łazienki.
Zaraz zasnęłam i taaaak mi się słodko spało, aż nagle czuję, że coś po mnie łazi. I chrumka z zadowoleniem. :P
To był koniec spokojnego snu tej nocy, bo zaraz musiałam znaleźć drut do zawiązania drzwiczek (w trzech miejscach :P), a i tak wciąż nie byłam pewna, czy ta diablica ich nie przegryzie. Kilka razy w nocy się budziłam i chodziłam sprawdzić. I tak całe szczęście, że przyszła się pochwalić, a nie poszła rozrabiać (w bebechach pralki na przykład, albo gryząc kable). Strach pomyśleć, co by było, gdyby to moja babcia znalazła ją w łóżku.
Problem mam więc wielki, bo nie mogę tej wariatce pozwolić na chodzenia po domu samopas. Raz, że babcia się jej boi. Dwa, że któraś szczura w kilka minut przeryzła wszystkie trzy domowe kable od internetu (tu podejrzewam raczej Dżumę, ale nie mogę ryzykować drugiego razu, zwłaszcza, że może się dobrać do elektrycznych). Trzy, że to naprawdę okropna rozrabiara i nie da się przewidzieć, gdzie zechce wejść albo skąd skoczyć. Druty na dłuższą metę nie rozwązują sprawy, bo za długo trwa ich zakładanie i zdejmowanie, a szczury rzucają się do pomocy i nietrudno przy tym o wydłubanie oka. Myślę o karabińczykach, takich jak do psiej smyczy, tylko bardzo malutkich. Tego chyba Ebola nie otworzy. :) Ale na razie nie mam pojęcia, gdzie można coś takiego kupić.

21:46, nita_callahan
Link Komentarze (8) »
poniedziałek, 16 marca 2009
Przeprowadzka niespodziewajka
Szefowa mnie wreszcie wywaliła ze swojego pokoju. To było w planach, pamiętacie mierzenie ścian w pokoiku Marty, szukanie biurek na zadupiu po nocach i tym podobne głupoty.
A tak się zastanawiałam, po co kazała miesiąc temu wywiercić dziurkę od internetu, skoro ustaliłyśmy, że kompa przy HPLC nie będziemy podłączać do sieci. Okazało się dziś, że plan miała i to bardzo sprytny. :)
Przyszedł informatyk, podłączył switcha, przeciągnął kabelek przez dziurkę, zabrał stacjonarny komputer z pokoju szefowej, postawił na parapecie w labie, monitor na moim biurku, skonfigurował drukarki i teraz jest git. Wszyscy są zadowoleni, bo każdy ma własny pokój (ja nawet dwa) i własny komputer (ja nawet dwa). Teraz pracowy komp jest bardziej mój, choćby dlatego, że nikt mi nie będzie zaglądał przez ramię. Może ustawię sobie jakieś tło pulpitu, a może nawet zainstaluję gg? ;) I możemy słuchać własnej, ulubionej muzyki przy pracy. A szefowa już nie będzie przy mnie słuchać Arethy Franklyn, co za ulga. :)))
Tylko miejsce do jedzenia muszę sobie znaleźć na nowo, w labie to jednak nie jest najlepszy pomysł. Żeby więc nie ciamkać Marcie nad głową, będzie trzeba chcąc nie chcąc chodzić na ploty do kuchni. :)
18:43, nita_callahan
Link Komentarze (3) »
czwartek, 12 marca 2009
Nieprzystosowana do życia

Bo wy nie wiecie, jak to jest.

Na pewno nie dostajecie nerwowego ataku z powodu konieczności rozmowy telefonicznej. Ja zwykle nawet nie wiem, że tak się zdenerwowałam, dopóki to się nie zdarzy. Nie wiem, jak to coś wygląda z zewnątrz, ale tak się musi czuć człowiek chory na padaczkę. Ktoś mi w głowie gada, mówi bardzo mądre i ważne rzeczy, ale nigdy nie mogę tego akurat powtórzyć temu, kto mógłby zapamiętać, a ja sama zapominam niemalże w momencie usłyszenia. Na kilka minut zapominam co robiłam przed chwilą, jaki jest dzień tygodnia, jak się nazywa mój pies i właściwie każdą konkretną rzecz, którą wtedy próbuję sobie uświadomić. Drętwieją mi ręce i język, zaczyna mi się chcieć śmiać, jeżeli coś trzymam w ręce, to to coś upuszczam i ze zdziwieniem patrzę, że coś leci. I chyba nie mogę przez chwilę oddychać.

Wczoraj z rana dwa razy wkurzyła mnie szefowa. Bardzo, zgoda, tak bardzo, że musiałam zejść jej z oczu, żeby się nie rozpłakać albo jej nie udusić. Ale mimo wszystko, to chyba normalna rzecz, jaka każdego codziennie może spotkać? Zresztą, akurat wściekłość nie wydaje mi się być powodem złego samopoczucia. Raczej to, że musiałam dzwonić w różne miejsca, a tam kilka razy, z nienacka, odsyłano mnie z kwitkiem i musiałam szukać wyjścia z sytuacji.
Najpierw zadzwoniłam do kuriera na komórkę, a on powiedział, że już nie obsługuje naszego rejonu i mam dzwonić do centrali. Zadzwoniłam, a tam panienka przyjmująca zlecenie zapytała o zawartość paczki i usłyszawszy o DNA oświadczyła, że nie ma nas w wykazie instytucji, którym wożą takie rzeczy, więc nie może zlecenia przyjąć. Zeszłam do sekretariatu z pytaniem, co się nagle stało, tam dowiedziałam się tylko, że panienka chyba na głowę upadła, bo od lat nic się nie zmieniło, więc wróciłam, zadzwoniłam jeszcze raz, połączyłam się z kim innym, nakłamałam i tym razem się udało. Strasznie stresująca sytuacja, prawda? :P Godryku? Alu? Przyznacie, że można umrzeć na serce. :PPPP
W każdym razie, załatwiłam, odetchnęłam. A pół godziny później się zaczęło. Trzy razy, na szczęście nikt akurat nic ode mnie nie chciał i mogłam w spokoju, bez świadków dojść do siebie. I dzisiaj rano jeszcze raz. Co ciekawe, wszystkie cztery przy spisywaniu z ekranu czasów retencji. Za bardzo się przy tym skupiam, czy jak?

Tak więc nie razdzę sobie w społeczeństwie i nie nadaję się do kontaktów z ludźmi. Albo mam absolutnie święty spokój bez żadnych niespodziewanych zmian, albo cierpię. Normalnie jak Obłomow. :]

Mój ojciec też jest nerwowy i nadwrażliwy, ale on najwyżej miewa sraczkę, bo musi wyjść z domu i iść do pracy. Dziewczyny, nie palcie i nie pijcie w ciąży, bo wam się urodzą takie nieprzystosowane dzieci jak ja. :P

Tak, wiem, Cintryjka zaraz będzie marudzić, że nie poszłam do neurologa. :P

19:36, nita_callahan
Link Komentarze (3) »
czwartek, 05 marca 2009
Opowieść o dobrym kanarze

Miałabym ochotę napisać balladę o dobrym kanarze, ale poległam przy próbie rymowania. :D Zresztą ballada musi mieć zwartą treść, wstęp, rozwinięcie i zakończenie, a o to w tej opowieści niełatwo. Po prostu było tak, że jechaliśmy sobie z Bartkiem z pracy tramwajem, zajęci rozmową o jego nartach i mojej wiośnie, kiedy patrzymy - ludzie sięgają po portfele.
- O, cenzura - słyszę głos - zapomniałem kupić bilet.
- O, cenzura - pojawia się myśl - zapomniałam podpisać kartę.
Stoimy dalej, przy drzwiach na końcu wagonu, z nadzieją, że do nas nie podejdą. Mnie jakoś zawsze ignorują, kiedy im chcę bilet pokazać. Podeszli jednak i nie słyszałam, co Bartek powiedział, pewnie się przyznał do winy, bo odpowiedzią było "dokumenty proszę". Ja za to twardo sięgnęłam do torebki po starą kartę, ważną do wczoraj, bo zwykle kanarzy oglądają ją z daleka i nawet nie sprawdzają na jakie linie jest ważna. Nie tym razem jednak. Tym razem pani bierze ode mnie puginał z kartą i dowodem i uważnie liczy dziurki. W tym czasie druga straszy Bartka policją. Dojeżdżamy na przystanek.
- Proszę pani, ja sie spieszę na pociąg i na żadną policję nie mam czasu.
- Ale ta karta jest nieważna, gdzie ma pani nową?
- Już, już, w portfelu.
Bartek wyskakuje z tramwaju.
- Ja też tu wysiadam, idziemy? - poddaję się.
Pani na szczęście obejrzała moją nową kartę, jeszcze raz policzyła dziurki, sprawdziła, że jest ważna od dzisiaj i kazała podpisać. Chwała jej, za to pojawił się nowy kłopot w postaci braku długopisu, a Bartek nagle rozwiał się powietrzu (nie wiem, jak mu się udało, obciążonemu laptopem i plecakiem turystycznym) i nie miałam od kogo pożyczyć. Na szczęście, co za niezwykły splot szczęśliwych okoliczności, rzut oka do torby ujawnił, że i długopis jakimś cudem tam mam. No i sam Bartek też nie uciekł daleko, czekał po drugiej stronie ulicy, gdzie jeszcze zdążyliśmy odreagować dzikim rechotem czekając na mój autobus. Bo autobus mi w trakcie podpisywania karty uciekł, co za pech. :>

A pani kanarce życzę z tego miejsca wszelkiej pomyślności i dziękuję za to, że nie była świnią, choć miała prawo. :)

18:55, nita_callahan
Link Komentarze (6) »
środa, 04 marca 2009
Wiosna! :)

To światło, ten wiatr, deszcz, odgłosy, bo ptaszki śpiewają zamiast krakać, rośliny jakieś grubsze, i w ogóle to wszystko... :)))) Jejku, jak mi tego brakowało. Dopiero teraz czuję, jak wspaniały jest wieczorny powrót do domu z Kaczmarskim w uszach. Dotąd ta muzyka tylko pomagała utrzymać się przy życiu, teraz to normalnie orgazm, a będzie jeszcze lepiej, niedługo powietrze zacznie pachnieć, bo wciąż nie zaczęło.
Naprawdę nie chcę, żeby to znowu kiedyś zamarzło. Albo muszę się zakręcić wokół pracy w ciepłych krajach albo nie wiem. Umrzeć. A propos, wiecie, wreszcie trafiłam na ginekologa, który byłby jednocześnie fachowy i milutki. ;)

19:00, nita_callahan
Link Komentarze (5) »
niedziela, 01 marca 2009
Gówniany weekend

Czytałam przed chwilą swoje notki sprzed półtora roku i jakoś tak przyjemnie się  je czytało. Wydaje mi się, że te nowsze są gorsze, zmniejszył mi się zasób słów i nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Chyba dlatego też rzadziej piszę.

Ten weekend sponsorują: zasrane mieszkanie oraz cieknąca wanna. Może lepiej nie będę tego opisywać dokładniej. :) Wystarczy skarga, że się nie wyspałam, bo dwie noce z rzędu prałam dywany z psiej sraczki i że mój pies był kiedyś mądrzejszy, bo w takich razach chodził do łazienki, odsuwał chodnik obok sedesu i robił tam, a teraz załatwia się gdzie bądź, najlepiej po kawałku w każdym pokoju. Nie wiem, co się z nim porobiło. Powiedzcie: czy wam też ostatnio kurczaki szkodzą na żołądek? Bo jemu najwyraźniej tak, jak widać na załączonym obrazku, kilku załączonych obrazkach. Mnie też szkodzą, chociaż nie aż tak, muszę zjeść trochę więcej i samego kurczaka, żeby tej sraczki dostać. Zaczynam podejrzewać, że jest w tym mięsie coś podejrzanego i chyba więcej go nie kupię. A szkoda, bo uwielbiam i chyba jest najtańszym ścierwkiem, jakie można kupić w czasach kryzysu.  Pozostaje chyba, jak Zabużanie ww wczesnych latach pięćdziesiątych, urządzić kurnik na balkonie, oborę w ogródku i chlewik w piwnicy. :P.
Z wanną natomiast walczę od rana, odkąd wstałam, chciałam się umyć i zobaczyłam, że cieknie. Bezskutecznie. Za godzinę ma przyjść hydraulik, ale jeśli z braku części nie naprawi dzisiaj, czeka mnie kąpiel w umywalce.

18:19, nita_callahan
Link Komentarze (11) »