Nie może być tak, że człowiek tylko by czytał cudze, a sam z siebie nic nie pisze. Zebrało mi się na notkę.
Na początek poskarżę się na pracę, bo wymagają tam ode mnie:
a) żeby HPLC dzieliło (ale tak naprawdę to tylko moja paranoja, sama sobie wmawiam, że jak nie dzieli, to pretensje będą do mnie, jakbym to ja odpowiadała za kaprysy piekielnej maszyny)
b) mierzenia pomieszczeń, jeżdżenia do Ikei po godzinach pracy i szukania biurek krótszych niż metr
c) wyniesienia się z torbą z fotela przy komputerze na wieszak przy drzwiach
d) pisania wniosku o grant (znoooowuuuu)
A dzisiaj wbrew obawom i temu, że to najgorszy dzień w roku, w pracy było bardzo miło. Moje wyznania na temat rozdziału zostały przyjęte ze spokojem, może z braku czasu na dłuższe rozważania. Brak czasu wynikał z pomysłu, żeby Marta też składała wniosek. Termin upływa 31 stycznia, a szefowa właśnie się zastanawia, jaki temat mogłyby wymyślić. Marta jest tednak twardą sztuką, nie poszła dzisiaj do domu, tylko się uparła, że chce po pracy sprawę omówić. Siedzi więc i omawia. Ponieważ jednak dyrektor będzie w przyszłym tygodniu na chwilę i do tego czasu musi mieć wszystko gotwe, czarno to widzę. Co innego mój wniosek, który jest, cytuję "prawie gotowy", dlatego to ja mam najwięcej czasu i mogę kupować biurka. A gotowość wynika niby z faktu, że to ten sam, który składałam do FNP, tylko musiałam go przeredagować, żeby pasował do konkursu ministerstwa. Straszna robota, mówię wam. Bo co mi szkodzi się pomęczyć, przecież mogę nawet załapać się na oba, a potem zrezygnować z gorzej opłacalnego. Taaaa...
Kupowanie biurek natomiast wzięło się z pomysłu, żeby mnie wywalić z pokoju szefowej, a posadzić w klitce Marty, bo szefowej strasznie przeszkadza wchodzenie, wychodzenie, dzwoniąca komórka (jej i MOJA, BARDZO GŁOŚNA, PANI ASIU) i że ciagle ktoś coś od niej chce. I torbę kazała mi przewiesić (z drugiej strony, skoro przeszkadza, to dziwię się, że mówi o tym dopiero po dwóch latach). Nam też pewnie takie rzeczy przeszkadzają, więc złożyła wniosek, żeby jej założyli w telefonie wyjście na miasto, wtedy nie będzie musiała chodzić do klitki żeby zadzwonić. A że w klitce jest rupieciarnia i nie ma gdzie postawić nogi, potrzebne są małe biurka. I krzesła, nowe krzesła mam znaleźć, nie zapominajmy.
Ale dość już uszczypliwości. :) Dziś szefowa mi urządziła urodzinowe przyjęcie i było bardzo miło. Jutro dostanę jeszcze kwiatki. ;)
BTW, dzisiaj mija drugi rok, odkąd się znamy. To 19 stycznia, dzień po urodzinach, Iza zrobiła mi taki prezent i zaprowadziła do pani, która szukała kogoś do pracy. :)
I tyle. Jakoś o pracy pisać najłatwiej.
Po dniu, który szefowa spędziła przy moim kompie, bo jej był u informatyka i pewnie grzebała w bebechach po instalacji antywira, znalazłam w historii wyszukiwania googli frazę "piarella.blox". Zahasłować się? Czy już za późno? :P Czy jednak nie zawracać sobie głowy, bo od Ali nie dałoby się trafić do mnie, jak myślicie?