CURRENT MOON
RSS
poniedziałek, 28 sierpnia 2006
Jestem lojalną przyjaciółką

I robię to, co uważam za słuszne, nawet, gdy to nie leży w moim interesie.
To dobrze?

15:05, nita_callahan
Link Komentarze (3) »
niedziela, 27 sierpnia 2006
Gdzie się znajduje najczęściej używany fragment ludzkiego ciała?

Nigdy nie zgadniecie.
Na wierzchu wskazującego palca prawej dłoni, tuż nad paznokciem. Można się o tym przekonać, gdy człowiek się tam skaleczy i przypadkiem nie ma w domu plastrów.
Zrobiłam sobie wczoraj w tym miejscu piękną ranę ciętą, co prawda długości czterech milimetrów, ale boli nieziemsko. W dodatku palec naokoło robi się czerwony i jak tak dalej pójdzie, to mi go utną. Skaleczyłam się, żeby było milej, deską sedesową przy myciu kibla. :P Nie zauważyłam w porę i sprzątałam dalej, rana się więc zdezynfekowała, najpierw Ajaksem konwaliowym, potem Ace. :P Tylko czemu tak boli?
No i właśnie teraz się okazuje, że wszystko, co biorę do ręki, chwytam właśnie wierzchem palca. Spróbujcie coś tak chwycić zdrową ręką, a na pewno się nie uda. Przy ubieraniu, czytaniu książki, jedzeniu, nie mówiąc już o myciu, ten kawałek bez przerwy się o coś ociera, do czegoś przyciska, albo przynajmniej moczy i brudzi. Cierpię.

A Falka mi znowu odgryzła kawałek kabla. W końcu zostanę bez anteny.

16:23, nita_callahan
Link Komentarze (1) »
sobota, 26 sierpnia 2006
Napracowałam się, a teraz mi się nudzi

W necie nic ciekawego, ale nie chce mi się iść czytać, ani sprzątać, bo sprzątałam cały dzień, ani wyjść z psem, ani nic. Nakapałam sobie na klawiaturę syropem z kandyzowanych gruszek i teraz się klei. Zjadłabym czekoladę, a nie mam. Piszę z nudów byle co. Przy sprzątaniu rozcięłam sobie palec i teraz boli.

Cholera, ale nuda. Firefly sobie odswieżę.

19:50, nita_callahan
Link Dodaj komentarz »
piątek, 25 sierpnia 2006
Dzień na poszukiwaniach spędzony

Poszukiwaniach pracy głównie, ale nie tylko.

Ogólnie mam dziś dobry humor, zupełnie bez powodu.

Poszłyśmy do Komendy, ale nie weszłyśmy do środka, bo Asia stchórzyła przed zamkiem szyfrowym i policjantem odźwiernym, który siedział okropnie daleko od tych zamkniętych drzwi. Nawet nie wiem, czy by usłyszał nasze pukanie. Pójdę następnym razem sama, albo po prostu zadzwonię na jeden tajny numer, który po znajomości dostałam.

Potem szukałyśmy sklepu spożywczego, bo Asia wczoraj jadła śliwki popijane mlekiem i dziś trochę jej dokuczał przewód pokarmowy. Do tego się przeziębiła, rano zjadła aspirynę i bolał ją żołądek, chciała go zapchać jakąś bułką i po to był jej sklep.

Po kupnie bułki zaczęłyśmy szukać na mapie ulicy Weigla, gdzie wybierałyśmy się w następnej kolejności. Niestety jednak, Asia miała mapę z 1994 roku, na której tej ulicy nie znalazłyśmy, bo się wtedy nazywała inaczej. A ja, wiedząc, że ona weźmie mapę, nie sprawdziłam w domu dokładnie.
Wsiadłyśmy więc w autobus jadący mniej więcej w dobrym kierunku i wysiadłyśmy mniej więcej za Rondem na Ślężnej, bo nam się wydawało, że chyba tak jechałyśmy po wpis z wirusów na czwartym roku. Okazało się, że niezupełnie tak. Pani w kiosku zapytana, którędy na Weigla, pokazała nam przystanek i poradziła autobus 127.
Trasę autobusu, ze względu na ograniczoną ilość posiadanych biletów, przeszłyśmy pieszo i tu się przekonałam, że w duecie jesteśmy niezastąpione, a osobno nigdy nic nie zdziałamy i najlepiej dla ewentualnego pracodawcy by było, gdyby zatrudnił nas razem.
Najpierw Asia ruszyła w jednym kierunku, odwrotnym do tego, który ja bym wybrała, ale właściwym. W połowie drogi, gdy czekałyśmy na zielone światło a ona stwierdziła, że już poznaje okolicę, zainteresowałam się przystankiem za prawym zakrętem i postanowiłam sprawdzić, czy nasz autobus przypadkim nie powinien jechać tamtędy. Okazało się, że powinien, a Asi się pomyliło.

W końcu dotarłyśmy do PANu, sporo spóźnione, ale radosne. Weszłyśmy do środka i zaczęłyśmy szukać działu kadr. Po bezowocnych poszukiwaniach (wszystko pozamykane na zamki szyfrowe i żadnego domofonu, powariowali) Asia chciała zrezygnować (nie rozumiem, skąd u niej dziś tyle pesymizmu), a ja postanowiłam zapytać ochroniarza na dole. Stwierdziła, że "założy się o 5 złotych, że on nic nie pomoże" i poszłyśmy. Ochroniarz uroczo stwierdził; "Już paniom wszystko mówię", opisał drogę, łącznie z pokazywaniem palcem, gdzie nad jego głową jest szukany pokój, napisał na karteczce kod do zamków, oświadczył, że zresztą drzwi się otworzą cokolwiek wpiszemy, a ja chyba wygrałam 5 złotych, chociaż nie jestem pewna, bo zakładu formalnie nie przyjęłam.
Pani w dziale kadr powiedziała, że z pracą nie bardzo, ale może się uda ze stażem i wysłała do jakiegoś prof. R., który może wiedzieć, kto potrzebuje stażysty. Profesora nie zastałyśmy, ale pewna miła pani w jego gabinecie dała nam raport końcowy z roku 2005, gdzie każde laboratorium opisuje swe osiągnięcia i radziła wypisać  sobie kilka, "tak ze cztery, bo więcej nie damy rady oblecieć", nazwisk szefów i chodzić za nimi po budynku.
Oszczędnie wypisałyśmy 19, w tym panią, z której preparatów korzystałam robiąc pracę mgr (ciekawe, czy Agata jej powiedziała) i która podobno jest przeurocza (ta miła pani tak mówiła). To mogłoby być fajne, bo przynajmniej wiem dobrze, czym ona się zajmuje. Bo pozostali pracują raczej nad nowotworami i DNA, a tego się nie uczyłam od dwóch lat.
Nie pochodziłyśmy, bo Asia się spieszyła na pociąg (i tak nie zdążyła :P). Miłej pani powiedziałyśmy, że najpierw pójdziemy do UP popytać o możliwość stażu, a potem wrócimy z konkretami. Ona obiecała, że po 6 września prof. R. i wszyscy szefowie wrócą z urlopów.

Miałyśmy jeszcze iść do szpitala po drugiej stronie ulicy, aleśmy nie zdążyły. Pójdziemy następnym razem.

Autobus powrotny znalazłyśmy bez większych problemów, w dodatku okazał się jechać wygodniejszą trasą, niż nasza.

18:38, nita_callahan
Link Komentarze (3) »
czwartek, 24 sierpnia 2006
Nowe kolczyki
Właściwie stare, ale odkryte na nowo. Dostałam byłam kiedyś w dzieciństwie od sąsiadki z przeciwka, miłej starszej pani ze sklerozą, szkatułkę pełną koralików i taniej biżuterii. Z tej biżuterii nie podobało mi się nic, ale trzymam ją do tej pory, bo dana ze szczerego serca, więc wyrzucić nie mogłam. No i dziś właśnie przyjrzałam się jednym kolczykom stamtąd pochodzącym, których nigdy nosić nie chciałam, bo wydawały mi się krzykliwe i tandetne. Po pierwsze byłam nastolatką, po drugie takie kolczyki nie były modne, po trzecie zawierają perły, a ja pereł nie lubię. Dziś spojrzałam na nie świeżym okiem, przymierzyłam i stwierdziłam, że wyglądam bardzo fajnie. :) Szkoda, że nie mam cyfrówki, pokazałabym zdjęcie. Musi wam wystarczyć opis.
A więc są to wiszące kolczyki na druciku, część zwisająca składa się z: perełki, małego paciorka, kanciastego koralika z czarnego szkła wiekości perełki, małego paciorka, perełki. No. :)
00:46, nita_callahan
Link Dodaj komentarz »
środa, 23 sierpnia 2006
Może nie dół, ale wkurw

No więc jednak się potwierdziło, że robiąc format pierwszy raz w życiu trzeba, no po prostu trzeba, stracić dorobek całego życia. :P W moim przypadku chodzi o archiwum gg, na którym mi akurat zależało najbardziej (listy kontaktów zawsze można odzyskać, a archiwum nie) i które straciłam jednak przez własną, choć nie jakąś oczywistą, głupotę. Wyeksportowałam archiwum do pliku .txt oraz .html, to drugie na wszelki wypadek. Więcej możliwości program nie dawał, więc jakież było moje zdziwienie, gdy się okazało, że do importu chce ode mnie jakiegoś pliku .dat. :/ I dupa blada. Bo mądrzy ludzie nie bawią się w eksportowanie, tylko ręcznie kopiują archiwum z Documents and Settings, ale o tym dowiedziałam się niestety poniewczasie. Tylko męczy mnie, że może bym sama na ten pomysł wpadła, gdybym pomyślała ciut dłużej.
I tym to sposobem moje archiwum zamieniło się w listę długą że hoohohohohoo i jeszcze dłużej, która otwarta jako plik .html wiesza mi kompa na moment (no co, rozmowy z całych czterech lat) i nie sposób znaleźć w niej czegokolwiek. Informatyk spod telefonu ;) już mi tłumaczył, że nie ma możliwości konwersji .txt do .dat, ale jakoś mu nie wierzę i będę szukać. Poza tym przychodzą mi do głowy pomysły w stylu bazy danych, gdzie bym ręcznie powrzucała rozmowy z listy sortowane potem według kolejności albo rozmówcy, takie coś powinno być możliwe. Zapełnianie zajmie pewnie kilka miesięcy, ale tak łatwo się nie dam. I poraz kolejny żałuję, że nie skończyłam informatyki (nie żebym żałowała biotechnologii, co to to nie).

W dodatku czuję się dziś parszywie tak od połowy nocy, wzięłam tabletkę i zasnę, jak zacznie działać, a ponieważ zdecydowałam się iść wreszcie do neurologa, póki mam ubezpieczenie, to akurat internistka poszła na urlop do pierwszego września. Prawo Murphyego.

Za to wróciłam do gg 6.0, jupi! :))))) Od razu jakoś estetyczniej na pulpicie.

11:25, nita_callahan
Link Komentarze (1) »
poniedziałek, 21 sierpnia 2006
Malowanie czas zacząć
Jak wam się podoba ten kolor w tle? Mniej więcej coś takiego planuję położyć na ściany w pokoju. O ile oczywiście dam radę poodsuwać meble, bo przylegają do siebie ściśle, a nie bardzo jest za co złapać, żeby je wyciągnąć. Nicto, zacznę od sufitu. :)
15:28, nita_callahan
Link Komentarze (6) »
niedziela, 20 sierpnia 2006
Popsułam windows :(

Cholera, chciałam go naprawić, a zrobiło się jeszcze gorzej. Po reinstalacji:
- wprawdzie profil i outlook ładują się od razu, ale za to wcześniej trzeba przez kilka minut przeczekiwać napis "trwa uruchamianie systemu windows"
- pakiet office przestał działać i nie zaczął mimo reinstalacji
- windows media player dostał jakiejś dziwnej skórki i nie mogę mimo starań znaleźć poprzedniej
- nie mogę obejrzeć ani zapisać żadnego załącznika z outlooka, wszystkie opcje temu służące są nieaktywne
- pewnie jeszcze coś wynajdę

Jednym słowem jest gorzej niż było. Nie miała baba kłopotu, zrobiła sobie reinstalkę (chwała bogom, że nie format, bo mogło być jeszcze gorzej). :(

17:28, nita_callahan
Link Komentarze (3) »
sobota, 19 sierpnia 2006
po imprezie

Impreza była super, bo spotkałam ponownie około połowy z ludzi, za którymi tęsknię. Znaczy się wszystkich znajomych studentów z labu. Oraz tych, których znałam tylko z widzenia i zamieniłam z nimi parę uśmiechów na korytarzu, albo i to nie. Przy bliższym poznaniu okazali się wspaniałymi ludźmi. Oraz całkiem nieznajomych krewnych i znajomych znajomych, którzy byli różni, ale co najmniej ciekawi.
Nażarłam się sałatek, pomieszałam domowe wino (obiecałam przynieść Sangrię, a potem się okazało, że to, co za nią brałam, jest butelką po Sangrii wypełnioną porzeczkowym, no trudno, przynajmniej się zachwycali) z wódą żurawinową, odkryłam huśtawkę na podwórku i poszłam się huśtać no i potem przez pół godziny miałam chorobę lokomocyjną, ale co tam. :) W domu dostałam na śniadanie parówki w sosie pomidorowym. :))))

Może jutro napiszę porządną relację, teraz idę do wanny i dalej spać (bo położyłam się o jedenastej, a wstałam o dwudziestej pierwszej :)).

22:34, nita_callahan
Link Komentarze (2) »
czwartek, 17 sierpnia 2006
Klątwę kupię

Żeby ją rzucić na tego skurwysyna, który dziś ściął moją mirabelkę. Postawi sobie w tym miejscu nowy kiosk z warzywami, ale już moja głowa w tym, żeby nie pohandlował długo. Zemszczę się. Tym bardziej, że jak skończą rozbudowę samu, to będą tam sprzedawać warzywa, a ten oszust ma zawsze zwiedłe i drogie i nikt do niego nie pójdzie. Zabiję go. Mnie zawsze trafia, jak ktoś ścina drzewo, a już tego jednego drzewa na pewno nie daruję.  Spalę jego dom.

Poza tym byłyśmy dziś z Asią w paru miejscach i rozdawałyśmy CV. Wchodziłyśmy, pytałyśmy, czy możemy zostawić, a miła pani odpowiadała: "Oczywiście, nie ma sprawy", brała je od nas i odkładała na gruby stosik. :>

15:23, nita_callahan
Link Dodaj komentarz »
 
1 , 2 , 3