CURRENT MOON
RSS
środa, 27 stycznia 2010
Kryzys
Kryzys w moim wydaniu wygląda tak:

- na termometrze 17 stopni
- oblodzona ściana nad oknem w sypialni
- do jedzenia kasza perłowa
- cieknąca spłuczka

Przecież moje pokolenie nie zna takich warunków, no ludzie :]

Ale nie narzekam, składam dzięki wszystkim bogom za prąd i dostęp do internetu.

P.S. Kurde, bez psa to człowiek nawet kapci nie umie znaleźć. :/
17:42, nita_callahan
Link Komentarze (4) »
niedziela, 24 stycznia 2010
Nie mogę już patrzeć na ten wniosek
Ostatni raz go składam, słowo daję. Jeśli będą jakieś następne, to pisane przeze mnie i tylko przeze mnie i tylko tak, jak ja zechcę.
Żeby z nim zdążyć do lutego będę musiała w tym tygodniu zapomnieć o istnieniu Dextera, Terroru i internetu. Poza tym dobrze by było siedzieć w pracy do jakiejś osiemnastej, jak w zeszły piątek. Więcej zrobię, pokusa będzie mniejsza i korków brak w drodze powrotnej. Myślicie, że mi się uda?
17:37, nita_callahan
Link Komentarze (2) »
sobota, 23 stycznia 2010
Epopeja internetowa - odcinek 3
Po podpisaniu umowy dnia 19 listopada pilnie śledziłam w internecie status zamówienia. Najpierw pisali, że dostali dokumenty, potem, że przekazali je do tepsy (co zresztą zostało poparte mailem i smsem), a potem status zmienił się na "Zwrot z TPSA" i tak już zostało. Z początku myślałam, że tak ma być, ale po jakichś dwóch tygodniach zaczęłam rozmyślać i doszłam do wniosku, żem głupia blondynka. Bo umowa z tepsą jest podpisana na dziadka, nieżyjącego od dziesięciu lat, a umowę z Netią podpisałam na siebie, bo nikt mi, głupiej blondynce nie wytłumaczył, że tak się nie da. Upewniłam się jeszcze na GG u sąsiadki z dołu, która potwierdziła, żem blondynka, bo u niej umowa z tepsą jest na mamę, więc mama musiała podpisać umowę z Netią i że pani dzwoniąca w sprawie zamówienia rozmowę zaczęła właśnie od pytania, na kogo jest zarejestrowany telefon.
Chcąc nie chcąc (bardziej nie chcąc, bo jestem jedyną w domu osobą nie korzystającą z telefonu stacjonarnego, dlatego przez 10 lat broniłam się rękami i nogami przed przepisaniem telefonu akurat na mnie) zadzwoniłam na błękitną linię i zapytałam, co, jak i gdzie. Najbliższym mi punktem okazał się ten przy ulicy Bema 2.
Pominę tu rozmowy ze wszystkimi, którzy mi wmawiali, że takiej ulicy przecież nie ma, jest tylko plac Bema. Pominę tu też rozmowy z innymi, którzy się wyśmiewali, kiedy im opowiadałam, jak długo błądziłam, zanim trafiłam pod numer 2. Pominę moje pytanie: "gdzie w takim razie powinnam szukać" i ich pewne siebie odpowiedzi opisujące lokalizację placu Bema, a także moje wyjaśnienie, że nie pytam o plac, tylko o ulicę. Pominę ich "Eee? Takiej ulicy przecież nie ma". Wróćmy do meritum.
Poszłam więc, korzystając z urlopu szefowej, w godzinach pracy do punktu TP przy ulicy Bema 2, gdzie przyjęła mnie bardzo miła pani, przepisała telefon na mnie, wyjaśniła, że rzecz kosztuje w promocji 10 zł i będzie dopisana do rachunku. Wszystko bez problemu i stresu. Jedyny mankament polegał na tym, że wychodząc z pracy o jedenastej wpadłam w drzwiach na mojego formalnego szefa, prof. K., który do tej pracy właśnie zmierzał. Ale nic to, ukłonił się kapeluszem i nie zgłaszał pretensji.
Wieczorem za to zadzwonił telefon.
- Pani Joanno, przepraszam bardzo, ale ja chyba źle wpisałam pani pesel... Bo nijak nie mogę go dodać do bazy...
Hmm, patrzę, faktycznie. Podyktowałam zatem właściwy.
- Dziękuję bardzo i przepraszam - zawołała rozpromieniona pani z tepsy - To nich pani na swoim egzemplarzu też poprawi. Przepraszam jeszcze raz i do widzenia!
Odłożyłam słuchawkę, westchnęłam, przekreśliłam pomylony pesel na umowie i obok dopisałam taki jak trzeba.
I to by było na tyle, pomyślałam. Netia się chyba ze mną skontaktuje za parę dni, że im tepsa odesłała dokumenty. A potem w końcu mi ten internet założą...
Jakąż byłam naiwną klępą.
11:56, nita_callahan
Link Komentarze (4) »
środa, 13 stycznia 2010
Epopeja internetowa - odcinek 2
Będzie dygresja, a raczej wielkie zaburzenie chronologii opowieści, ale nie mogę się powstrzymać. 
Otrzymałam bowiem dziś list od Netii. List zawiera oświadczenie, dla mnie do wypełnienia, o rozwiązaniu umowy z TP SA dotyczącej Neostrady.
Nie muszę chyba wyjaśniać, że nigdy w życiu nie podpisywałam umowy na Neostradę, mówiłam o tym pani przygotowującej umowę i jest o tym informacja we wzmiankowanej umowie. Nie to jednak jest najśmieszniejsze.
Do umowy dołączono pismo, zaczynające się od słów:

W nawiązaniu do Pani zlecenia, które otrzymaliśmy w dniu 14.11.2009 (...)

Jeśli ktoś zapomniał, informacja od Pawła, że rozwiązujemy sieć, od której wszystko się zaczęło, pochodzi z 15 listopada. :)
19:51, nita_callahan
Link Komentarze (2) »
wtorek, 12 stycznia 2010
Epopeja internetowa - odcinek 1
Nudny będzie, bo zaczęło się normalnie i nic nie wskazywało na późniejszą głupawkę. Początek stanowi wiadomość GG od Pawła otrzymana, uwaga, 15 listopada:

Cześć, prawdopodobnie od poczatku grudnia nie bedziemy juz razem w sieci, planuje rozwiazac ta siec poniewaz ostatnio coraz gorzej to dziala, internet z multi mediow raz jest raz go nie ma. Osobiscie przechodze do Netia.

Ponieważ nie znam się na wybieraniu dostawców internetu, bo od siedmiu lat Paweł myślał w tej kwestii za mnie, poszłam za tłumem. Kliknęłam w banner nad rozmową przedstawiający Kaszpirowskiego, wypełniłam formularz i tego samego dnia wieczorem zadzwoniła do mnie pani, która przygotowała umowę. Dwa dni później dostałam smsa od Netii, że umowę przekazano kurierowi, a jeszcze następnego dnia smsa od firmy kurierskiej, że "Dziś zostanie dostarczona przesyłka na adres (... - tu następuje mój adres zamieszkania)". Ponieważ siedziałam akurat przy HPLC, zadzwoniłam do babci i uprzedziłam ją, że być może przyjdzie kurier z umową. Nie bardzo wiedziałam, co miałoby z tego wyniknąć, bo o ile się orientowałam, umowę podpisuje się na miejscu, a kurier ją zabiera. No ale cóż, numeru telefonu do kuriera w smsie nie było. Około szesnastej zadzwoniła babcia, że przyszedł kurier, ale nie wie co robić, bo mnie nie ma. Byłam akurat nie w humorze, bo PCR nie wychodził, więc warknęłam, że jak nie wie co robić, to niech się na drugi raz wcześniej umawia telefonicznie z odbiorcą. Nie wiem, czy usłyszał. Następnie, metodą, że ja mówię do babci, a babcia do kuriera, podałam adres do pracy i drogę do mojego labu i umówiliśmy się na następny dzień.
Następnego dnia rano dostałam smsa, że "Dziś zostanie dostarczona przesyłka na adres (... - tu następuje mój adres zamieszkania)". Ponieważ już wcześniej nabrałam wątpliwości, czy kurier nie wpadnie na pomysł dostarczania mi umowy do pracy o tej samej porze, o której wczoraj próbował do domu (wczoraj siedziałam dłużej, normalnie w tym czasie jestem w autobusie), wątpliwości się skumulowały i postanowiłam zadzwonić na infolinię.
Wyjaśniłam pani na infolinii zarówno kwestię adresu jak i pory dnia, ona kliknęła dwa razy w klawiaturę i powiedziała:
- Ale... Aleee, wie pani, ta przesyłka jest na magazynie. Z adnotacją zwrot do nadawcy. Uhm.
- Uhm.
- To ja zadzwonię na magazyn i potem oddzwonię do pani.
- Świetnie.
Po odłożeniu słuchawki uświadomiłam sobie, że zamiast się denerwować jak głupia mogę zobaczyć w necie to samo co tamta pani, bo mam wszak numer przesyłki. Weszłam w net i zobaczyłam, że status umowy minutę temu zmienił się na "wydana kurierowi". Git, myślę sobie. Po czym przychodzi sms: Dziś zostanie dostarczona przesyłka na adres (... - tu następuje mój adres zamieszkania)".
Na szczęście za parę minut dzwoni tamta pani i przekonuje mnie, ze przesyłkę dostał na pewno, ale to na pewno ten sam kurier, z którym rozmawiałam wczoraj i na pewno pamięta, jak się ze mną umawiał i dostał polecenie, żeby do mnie przyjechać najpóźniej o czternastej.
Punkt czternasta zjawił się kurier.
- Jak ja dawno nie byłem w laboratorium... Bo wie pani, ja jestem z zawodu chemikiem...
Podpisałam umowę, pogawędziliśmy jeszcze trochę o niesprawiedliwości świata i odjechał. Na umowie widnieje, zapamiętajcie, data 17 listopada. Byłam pewna, że na pewno zdążę przed pierwszym grudnia założyć sobie internet. Jakąż byłam naiwną klępą.
18:56, nita_callahan
Link Komentarze (2) »
niedziela, 10 stycznia 2010
Na początek maleńki disclaimer
Do przeplatających się notek na dwa tematy powinnam pewnie założyć kategorie, żeby mniej rozgarnięty czytelnik też wiedział, czy się śmiać, czy płakać czytając. Problem w tym, że ja do kategorii u siebie mam awersję, w związku z czym rozróżnienie będzie w tytułach. No bo jakieś być musi - jeśli kogoś dany temat nie interesuje, to niech wie, żeby nie czytać. :) Epopeja internetowa będzie podzielona na odcinki. Teklaka naśladować nie chcę, bo i tak go nie doścignę w stylu, a podróbek nikt z nas nie lubi. Napiszę po swojemu, być może, a nawet na pewno, mimo wszystko momentami będzie bardzo śmiesznie. O Orionie do powiedzenia mam jeszcze mnóstwo, ale nie wiem, czy, kiedy i o czym napiszę, dlatego pisać będę jak mi przyjdzie chęć. Nie liczcie, że będzie to miało jakiś fabularny sens.
10:32, nita_callahan
Link Dodaj komentarz »
środa, 06 stycznia 2010
Grzanka mi upadła

I musiałam ją sama podnieść. :(

Orion uwielbiał wszystko co chrupie, stąd też tamta marchewka na zdjęciu. :)

W najliższym czasie planuję tu napisać dwie epopeje. Jedna będzie jeszcze o Orionie, a druga o przejściach z podłączeniem netu. Może tę drugą napiszę w stylu teklakowym, kto wie.

17:56, nita_callahan
Link Komentarze (1) »
niedziela, 03 stycznia 2010
Nowa notka na nowy rok
Zacznijmy od tego, że mi lepiej. Myśli krążące wokół Oriona coraz mniej składają się z traumatycznych wspomnień i wyrzutów, a coraz bardziej przybierają formę terapeutycznego użalania się nad sobą. Z drugiej strony, coraz mniej są nachalne i to też jest nie w porządku. Obecność Oriona na każdym kroku przez trzynaście lat stanowiła oczywistość, na trzy dni zamieniła się w dojmującą pustkę, a teraz rozmyła się w niebyt. Jakby Orion nigdy nie był realnym bytem, jakbym go sobie tylko wymyśliła.
17 grudnia zrobiłam mu zdjęcie, ostatnie, a właściwie nie ostatnie bo są jakieś z wigilii, tylko podobno mają być niespodzianką dla mnie, więc udaję, że o nich nie wiem, żeby znowu Natasza nie miała do babci pretensji, że jej nic nie można powiedzieć, bo wygada. Tak więc nie pytam o zdjęcia z wigilii i nie mogę ich obejrzeć, mam tylko to:


12:23, nita_callahan
Link Komentarze (6) »