CURRENT MOON
RSS
poniedziałek, 29 stycznia 2007
Lepiej mi odrobinę, czyli Teatrzyk Zielona Gęś przedstawia

Rano się strasznie denerwowałam, a w miarę upływu dnia zaczęłam dochodzić do wniosku, że będzie co będzie. Ciekawe, czy jutro ten stan się powtórzy, czy będzie już spokojniej.

Z panią F. się dziś nie widziałam, bo jej nie bylo w pracy, musiała pojechac do chorej matki. List i podanie oddałam więc sama kierowniczce, napisane tak, jak napisałam. Jeśli zechcą, żebym coś poprawiła, to zdążę jutro, bo umówione są na środę.

Potem zaczepił mnie prof. S.

(on) (tonem niewinnym) - Hmhmhmh, do kiedy pani u nas pracuje?
(ja) - (głęboki wdech) Teoretycznie do dzwudziestego kwietnia, ale możliwe, że (popukałam stopą w podłogę) pani F. mnie zatrudni u siebie.
(on) - A no no, aha. (z troską) I co, nie będzie pani żal od nas odchodzić?
(ja) - Będzie.  (szczery uroczy uśmiech, odwrócenie wzroku i zajęcie się trzymaną w ręce ependorfką)
(on) - (tonem pełnym zrozumienia) Tam mają dla pani pełny etat?
(ja) - Tak.
(on) - Aha aha ha, no cóż, no zobaczymy jak to będzie. (i poszedł sobie)

Co daje nadzieję, że gdyby tam się nie udało, to oni też będą trochę kombinować, żebym po stażu została. Wygląda na to, że jestem cenionym pracownikiem, z którym trudno się rozstać. :)

18:08, nita_callahan
Link Komentarze (1) »
piątek, 26 stycznia 2007
Źle mi

Żadnej z osób, którym zamierzałam się wyżalić, nie ma na gg, więc pożalę się ogólnie tutaj, a wy sobie potem poczytajcie.

Otóż potencjalna szefowa uparła się, żebym zaczęła pracę u niej od pierwszego, bez względu na to, czy będzie już decyzja dyrektora, czy nie. Raczej jej nie będzie.
No i bałam się jej odmówić, czy chociaż dyskutować. Powiedziała, że jakby co, zapłacą mi z pieniędzy grantowych, ale to mnie nie zadowala, bo nie o to chodzi. Chodzi o sprawy formalne, jak na przykład niemożność przerwania stażu bez podpisanej umowy o pracę. Ale stchórzyłam i zgodziłam się potulnie. Bo: a) zależy mi bardzo, a może ona ma w zanadrzu jeszcze kogoś, b) zależy mi bardzo, a rano usłyszałam zdanie "Wie pani, tak wczoraj o tym myślałam, że jeśli pani tak bardzo na pracy na górze (czwartym piętrze, przyp. mój) zależy, to przecież pani nie zmuszę...", które zrozumiałam jako groźbę, c) zależy mi bardzo, nawet, gdybym miała tej szefowej jednak nie polubić. d) zależy mi bardzo, bo potrzebuję pieniędzy.

Ponieważ ani mi w głowie przerywać staż w ciemno i lądować na lodzie w razie decyzji negatywnej, musiałam bezczelnie i bezprawnie poprosić Janusza, żeby podpisywał moją listę obecności, chociaż ja będę pracowała gdzie indziej.
Janusz się zgodził. Przy okazji usłyszałam kilka miłych słów na temat swój i swojej pracy od niego i Dagmary oraz zapewnienie, że jak mi się nie spodoba, to w każdej chwili mogę wrócić.
I mam bardzo mocne uczucie, że robię świństwo.

A ponieważ świństwa robione pod wpływem szantażu są przeciwne mojej naturze, mam zamiar w poniedziałek odmówić pani F., motywując odmowę nie nawałem roboty na górze (powód prawdziwy), tylko lękiem przed decyzją negatywną i urzędem pracy (powód mniej prawdziwy). I może ją przekonam, zobaczymy.

Janusz zresztą twierdził, że przyjmie mnie z powrotem i jako pracownicę marnotrawną (w razie decyzji negatywnej) i jako etatowego pracownika (w razie decyzji pozytywnej, a potem niespodziewanego przypływu gotówki u nich), ale cholera wie, co myśli teraz po przeanalizowaniu sytuacji i mojej prośby, ktorej się bardzo wstydzę.

W dodatku Iza się na mnie obraziła za jedno nieopatrznie powiedziane zdanie. Daga twierdzi, że jej przejdzie, ale i tak się martwię.

20:22, nita_callahan
Link Komentarze (4) »
czwartek, 25 stycznia 2007
Znów się boję
Bo dyrektor może się nie zgodzić i już. A jest bardzo niechętny tworzeniu nowych etatów. :/
22:19, nita_callahan
Link Komentarze (2) »
wtorek, 23 stycznia 2007
Zły dzień, dobry dzień

Zły dzień

Zaczęło się od tego, że znów zapomniałam oddać Ewie klucz od szafki. Bo szafki na kurtki nie mają klamek, na klucz się ich nie zamyka, tylko kluczyk włożony w zamek pozwala je otwierać przez pociągnięcie. Używam klucza Ewy, bo sama nie mogę znaleźć takiego małego. I dziś po użyciu znów zapomniałam go na powrót włożyć do jej zamka. Zdarzyło mi się dopiero trzeci raz, ale nie powinno się zdarzać w ogóle, a że Ewa była dziś w złym humorze, to mnie wreszcie opieprzyła. Nasze szafki dzieli jakieś 50 metrów, żeby nie było, że się czepiała bezpodstawnie.

Potem spieprzyłam drogie doświadczenie. :P
Najpierw zabrakło mi plazmidu, więc i tak by nie wyszło idealnie, ale trzeba go było w ogóle nie zaczynać, zamiast marnować odczynniki za grube setki złotych. A ja, myśląc o niebieskich migdałach, zamiast dodać lipofektaminę do przedostatniej ependorfki z miksem DNA, dodałam do niej ostatni miks. Wurg. Resztka plazmidu, ostatnie, z trudem wyskrobane przez Ewę komórki i 35 mikrolitrów lipofektaminy kosztującej kilka tysięcy za opakowanie poszły się kochać.

Janusz na wieść o braku plazmidu zaczął kurwić, a potem stwiedził, że przydałby mu się w labie worek treningowy do odreagowania. A kiedy po paru minutach przyszłam oznajmić, że z doświadczenia i tak nic nie wyjdzie, bo mi się pomyliło, usłyszałam: "Nie przejmuj się, spokojnie, usiądź, każdemu się zdarza". On mnie chyba lubi.

Szefowa coraz bardziej wygląda na nadmiernie wymagającą. I chyba ma zbyt duże nadzieje w stosunku do mnie. Dziś przepytała mnie z mojego CV, szczególnie zainteresował ją podpunkt "znajomość genetycznych baz danych", zapytała, skąd wyniosłam taką wiedzę. Gdy wyjaśniłam, że z przedmiotu bioinformatyka na studiach, wpadła w zachwyt, że wreszcie będzie miała pracownika, który się na tym zna. Muszę sobie powtórzyć materiał z bioinformatyki i manipulacji genetycznych. Robi sie coraz więcej do nauczenia.

Dobry dzień

Nie chcą się ze mną rozstać. Janusz wziął mnie na bok i delikatnie wypytywał, czy nie dałabym rady pracować i tu i tu, przynajmniej dopóki nie skończą aktualnie prowadzonego eksperymentu. Kusi, że będę współautorką publikacji i że wesprą mnie finansowo. Byłby to wprawdzie ułamek etatu, ale nie wiem, czy dam radę. Zastanowię się. :)

18:52, nita_callahan
Link Komentarze (1) »
poniedziałek, 22 stycznia 2007
Słyszę głosy :)

Codziennie przed zaśnięciem, kiedy już jestem na garnicy snu i nie myślę o niczym. Zawsze myślałam, że wszyscy je słyszą, ale ilekroć komuś o nich mówię, patrzy na mnie dziwne. Więc chyba nie wszyscy. :)

Głosy mówią rzeczy bardzo ciekawe. Czasem są to zdania tak zupełnie od czapy, że chce się je zachować dla potomności, ale trudno zapamiętać coś, co przychodzi razem ze snem, a siegnięcie po kartkę i ołówek skutecznie ten sen odpędza. Mimo to w zeszłym tygodniu się poświęciłam. Poniżej przedstawiam kilka wybranych zdań wypowiedzianych przez głosy w ciągu ostatnich kilku nocy. Ich zapisanie kosztowało mnie naprawdę dużo, bo wolałam zasnąć. Ale poświęciłam się dla nauki. ;)

  • Jak ktoś tej przedmowy nie oczekiwał, to z niej nawet nie korzysta.
  • To na pewno nie będzie wolny pokój.
  • Zwiózł mnie i zjadłem.
  • Ja też potrzebuję mówić.
  • Asiu, rozpłaczą się zaraz.
  • Masz być tam z mojego powodu?
  • Przerzucą nam błędy rozgrzesznic.

P.S. Niech ktoś powie, że też tak ma, żebym się nie czuła wyobcowana... ;)

19:32, nita_callahan
Link Komentarze (112) »
Wszystko zależy ode mnie

Usłyszałam to zdanie dziś trzy razy z ust dr F. (czyli pani doktor z drugiego piętra, mojej potencjalnej szefowej). Przyznacie, że brzmi optymistycznie. Czy nie?

Nie mogłam wytrzymać i poszłam do niej pod pozorem zaniesienia CV. Okazało się, że dobrze zrobiłam, bo chyba na to czekała. Rozmawiała z panią kadrową, jeśli zatrudnią mnie na etat naukowo - techniczny, to dostanę 1300 zł, czyli ok. 800 z hakiem na rękę, jeśli dyrektor się nie zgodzi i zatrudnią mnie tylko na techniczny, to nie wiadomo, ale podobno możliwości awansu są nieograniczone. Wszystko zależy ode mnie. Najpierw będę na okresie próbnym i jeśli okażę się zdolna, to wszystko jest możliwe, z doktoratem włącznie. Ale muszę spełnić dwa warunki: 1) napisać taki list motywacyjny, żeby przekonać dyrektora, iż bardzo mi zależy na pracy właśnie tu i z nią i się do tego nadaję; 2) okazać się zdolna i przydatna podczas okresu próbnego. Jednym słowem pani doktor jest chętna i zdecydowana, trzeba tylko przekonać dyrektora i tu wszystko zależy ode mnie.
Do czwartku mam napisać ten list motywacyjny. Problem jest jeden, w obu punktach: to, czym pani doktor się zajmuje, to dla mnie kompletny kosmos. Mało miałam do czynienia z biologią molekularną. Muszę się poduczyć, zanim jeszcze napiszę ten list. A potem wykazać się w pracy, co też może być ciężkie. I Janusz może sobie mówić, że dam radę, bo przecież błyskawicznie się uczę. :>
Nawiasem mówiąc Janusz trochę posmutniał, odkąd do niego dotarło, że od lutego musiałabym odejść. ;) Wcześniej trzymał kciuki, a teraz to nie wiem.

Dr F. chce się ze mną umówić jeszcze na cały dzień, żeby zobaczyć, jak mi PCR wychodzi. Kurde. A jak mi nie wyjdzie to co?

Tak więc muszę najpierw przekonać dyrektora, żeby mnie zatrudnił, a potem przekonać szefową, żeby mnie nie zwalniała. Wszystko zależy ode mnie. :>

18:26, nita_callahan
Link Komentarze (2) »
piątek, 19 stycznia 2007
Wichura

Fajna była. :) Wiem, że narobiła szkód i ogólnie burza z piorunami w styczniu to kuriozum i powinnam biadolić nad biedną planetą, ale nic nie poradzę, że lubię takie widowiska. Wyłączenie prądu zastało mnie w wannie. Byłam bardzo zadowolona, że własnie skończyłam brać prysznic i nie będę musiała płukać włosów zimną wodą. Po czym wyszłam z wanny i uświadomiłam sobie, że suszarka też jest na prąd. :] Suszyłam włosy nad kuchenką gazową. Budzik mi się zresetował, na szczęście Janusz o szóstej wysyłał każdemu smsa, że z powodu burzy spóźni się do pracy, dzięki czemu zostałam obudzona na czas. :)

Dzień był bardzo udany, dostałam piękny urodzinowy prezent od Izy. Przyszła do mnie i powiedziała, że na korytarzu zaczepiła ją jedna pani doktor z drugiego piętra, pytając, czy Iza nie zna kogoś, kto szuka pracy. Bo oni pilnie potrzebują kogoś na etat. Tak że tak, jak mawia Asioł. :))))))) Nie robię sobie zupełnie żadnej nadziei. Chociaż chyba jestem jedyną kandydatką, ale podobno prof. nie lubi zatrudniać dziewczyn, bo co jakąś zatrudni, to ona odchodzi na macierzyński. Wytłumaczyłam, że jestem starą panną. :] Może się uda, zobaczymy. :)

Poza tym jest piątek po południu. :)

16:44, nita_callahan
Link Komentarze (9) »
czwartek, 18 stycznia 2007
Łubu dubu łubu dubu :)

Tu mi można życzyć, jeśli ktoś chce. ;)

08:34, nita_callahan
Link Komentarze (12) »
środa, 17 stycznia 2007
Nogawki rzeczywistości

Najpierw trochę źle się czułam (tak ze dwie godziny temu, po przebudzeniu), a teraz mam właśnie to dziwne uczucie, które Pratchett tak ładnie określił. Miewam je często po lżejszych atakach złego samopoczucia (nazwijmy eufemistycznie) i w odróżnieniu od nich jest całkiem miłe. A na pewno interesujące. I chyba potwierdza neurologiczną przyczynę tego, co się ze mną dzieje.
Trudno to opisać. Najlepiej oddaje je właśnie nazwa "nogawki rzeczywistości". To świadomość istnienia równolegle drugiej rzeczywistości, która, mam wrażenie, mogłaby na chwilę zastąpić obecną, gdybym tylko chciała. Nie odczuwam przy tym potrzeby sprawdzania, wystarczy mi sama świadomość. Uczucie objawia się głownie w postaci przedmiotów i ich kolorów, ale nie tylko.
Na przykład w tej drugiej nogawce zamiast Oriona i szczura jest rudy cocker spaniel i chomik. Słowa "mam" i "miewam", które przed chwilą napisałam, należą do dwóch różnych zbiorów. To kwestia kolorów liter, z których są zbudowane. Szary i niebieski Windows. GG i Tlen. I właśnie zaczyna mi mijać, bo więcej przykładów nie mam, a przed chwilką było ich pełno. W każdym razie to mnósto rzeczy tak od siebie różnych, że wokół nich grupują się odmienne światy. Lepiej nie umiem tego wyjaśnić.

No co, każdy ma prawo do własnych schiz. ;)

21:42, nita_callahan
Link Komentarze (1) »
niedziela, 14 stycznia 2007
Mówimy różnymi językami

Moi koledzy z pracy i ja. Właśnie naszła mnie taka wiekopomna myśl. ;)

Ja mówię "standardy masy", oni "drabinka". Ja mówię: "termocykler", oni: "maszyna do PCRu". A jak spytałam w czwartek Wojtka, na ile erpeemów mam ustawić wirówkę, to w pierwszej chwili nie wiedział, o czym do niego rozmawiam. Bo on to nazywa po polsku, "obroty na minutę".

Zdawałoby się, że który jak który, ale naukowy slang powinien być uniwersalny. ;)

13:17, nita_callahan
Link Komentarze (1) »
 
1 , 2