CURRENT MOON
RSS
sobota, 21 listopada 2009
Dziurawa Dżuma
Przed operacją:

Tak, to co ona je to jest ogryzek wyciągnięty z kosza na śmieci. Nie dała go sobie odebrać. :P


I po operacji:


19:57, nita_callahan
Link Komentarze (3) »
środa, 11 listopada 2009
Drzwi z klamką z jednej strony
W poniedziałek ukazała się nasza publikacja i szefowa w przypływie dobrego humoru uznała, że najwyższy czas pomyśleć o etacie naukowym dla mnie. Kryzys pewnie na to nie pozwoli, ale spróbować trzeba. I kazała mi się dowiedzieć, czy takie coś opłaca mi się finansowo - zapytać pani kadrowej albo po cichu wypytać kolegów. Wybrałam drugą opcję i od każdego dowiedziałam się, że etatów asystenckich się już nie tworzy tylko likwiduje; doktoranci znajdujący u nas zatrudnienie po obronie od razu wskakują na adiunktów, a specjaliści po zrobieniu doktoratu nadal są specjalistami. Tyle teoria. Każdy z moich rozmówców stukał się w głowę razem ze mną, z wyjątkiem Janusza, który jako jedyny zaczął krzyczeć, że szefowa ma rację, świetny pomysł i koniecznie muszę zostać asystentką.
Powtórzyłam szefowej czego się dowiedziałam i to, czego się dowiedziałam ponadto, a ona pójdzie i pogada. Pewnie nic z tego nie wyjdzie, ale jeśli przypadkiem wyjdzie, to co ja wtedy zrobię?
Nie mówię nie, bo rozsądek nie pozwala. Zawsze to jakieś dwie stówy więcej i większy prestiż przy składaniu wniosków o granty. Z drugiej strony, to już oznacza obowiązek zrobienia doktoratu. Skończy się cudowne uczucie, że cokolwiek by się działo w pracy, mogę po powrocie do domu o tym zapomnieć, że to nie mój problem, jeśli nic ciekawego nie wychodzi i że nigdy więcej żadnych egzaminów. Zaczną mnie gonić terminy i nauka, zupełnie jak na studiach. A ja jestem stworzona do spokojnej, powtarzalnej pracy fizycznej, najwyżej od czasu do czasu lubię coś mądrego przeczytać albo zaprojektować primery.
Ech, będzie co będzie.
13:54, nita_callahan
Link Komentarze (1) »
niedziela, 25 października 2009
Chyba pierwszy raz w życiu widziałam prawdziwego szczura :)
Mam na klatce schodowej młodą szczurzycę - na 99%. Ma bardzo wielkie oczy, poza tym wygląda jak szczur, jest wielkości szczupłej samiczki, jąder brak. Zachowuje się tak dziwnie, jakby była chora/wściekła/oswojona, ale z umaszczenia to 100% dziki agutek. Mamy obok budynku plagę nornic, ale ten zwierzak nie przypomina raczej nornicy, przynajmniej takiej, jaką widać w guglu.
Zaczęło się rano, tata przybiegł ze spaceru z psem z wiadomością, że w piwnicy siedzi szczur. Siedzi i się myje, ma go gdzieś, ale na podejście bliżej i słowa "hej, malutka" reaguje zderzeniem ze ścianą, a potem znika w dziurze. Poszłam zobaczyć, ale nie doszłam do piwnicy, bo szczur siedział na półpiętrze pod moimi drzwiami i wpieprzał kaktusa. Znaczy się listki, które spadły z grubosza na oknie. :) Pozwolił do siebie podejść, ale nie dał się dotknąć tylko powędrował na dół. Schodził bez żadnej paniki, zupełnie, jakby to Dżuma szła przede mną i schował się w schowku pod schodami. Kilka razy wchodził jeszcze na górę, ale za każdym razem kiedy już już miałam go złapanego, ktoś z sąsiadów przechodził i go płoszył albo babcia przychodziła powiedzieć, żebym się nie wygłupiała, albo tata sprawdzić jak mi idzie. :/ Miałam nadzieję, że bez problemu go złapię do klatki stosując jedzenie jako przynętę, ale niestety, jedzenie w klatce i klatka są ignorowane, a łapać go gołymi rękami się boję.
Nawet nie wiem, czy to szczur czy szczury, bo identycznego widziałam przed chwilą wracając z zakupów, w ogródku sąsiadki (mógł być tym samym, bo sąsiedzi otworzyli drzwi w nadziei, że sobie pójdzie), istnieje też możliwość, że innego widział tata, innego łapałam ja, a inny siedział w ogrodzie. I że to nie szczury, tylko te nornice. Czy ktoś z Was ma może obrazek przedstawiający nornicę nie polną tylko taką, hmm, miejską?  
Na razie nikt temu jednemu nie robi krzywdy, sąsiadki uciekają z piskiem, a ja się obraziłam, że mi utrudniają i zabrałam klatkę. Ale babcia zamierza zadzwonić jutro do administracji po trutkę, bo skoro jeden taki jest odważny, to pewnie jest ich tu cała masa i trzeba opanować sytuację. Co robić???
No bo: 
1. jeśli to nornica, to problem z głowy, może chodzić gdzie chce i mi nie przeszkadza, tata się tylko martwił szczurem, bo ma bezcenne kolekcje gazet w piwnicy. :P
2. jeśli to dziki szczur, to mu nie pomogę, niech sobie radzi sam.
3. ale jeśli to jakimś cudem wyrzucony przez kogoś szczur domowy, tylko tak dziwnie wygląda, a ja go zostawię na pewną śmierć, to będę świnia.
13:43, nita_callahan
Link Komentarze (9) »
piątek, 23 października 2009
Thochę ahtystycznie
Bowiem we Wrocku pojawiły się nowe śmietniki będące ani chybi dziełem jakiegoś nowego Duchampa. W ścisłym centrum, tym bardziej zabytkowym, są takie:



a na południe od dworca, na tym wielkim blokowisku, są takie:



Z góry proszę o wybaczenie obskurności zdjęć, ale fotografowałam pierwsze kubły, jakie mi się napatoczyły, nie chciało mi się w taką pogodę schodzić w poszukiwaniu najczystszych. :) Możliwe, że w innych dzielnicach jest jeszcze jakaś trzecia wersja, na którą nie trafiłam.
Pomyślcie najpierw, czy wam się podobają, a potem ja powiem, co o tym myślę.
Już?
Mnie to trochę martwi. Kubły ciekawe, owszem, ale nie dalej jak tydzień temu krytykowałam w rozmowie śmietniki łódzkie i nie zmieniłam zdania od tego czasu. Że każdy inny, że niektóre jak dwadzieścia lat temu w uzdrowisku, że wyrzucając papierek tak naprawdę się nie wie, czy to na pewno kosz na śmieci. We Wrocławiu od dawna wszystkie są identyczne, o takie:



(ponownie przepraszam za obskurność zdjęć, ale deszcz padał), z małymi wyjątkami wynikającymi z widzimisię deweloperów i z wyjątkiem tego:



ale po tym akurat wyraźnie widać, do czego służy. Śmiejcie się, ale identyczność śmietników dawała mi pewnego rodzaju poczucie stałości i bezpieczeństwa, zupełnie tak, jak powtarzalność przystanków tramwajowych z osobną niebieską tablicą na rozkłady. Bo może i ten z podwójną dziurą jest brzydki, ale czy w to centrum czy na zadupiu, czy w parku czy w Trójkącie Bermudzkim człowiek wiedział, czego się spodziewać ze strony umeblowania. :) Tak musi się czuć Amerykanin w Europie na widok MacDonaldsa. 
A tu nagle ahtyzm, no...
17:48, nita_callahan
Link Komentarze (6) »
środa, 21 października 2009
Biedny Orion
Dżuma go gryzie i nie pozwala mu wejść na jego własny tapczan. Chciał jej oddać, ale powiedziałam, że nie wolno, bo powinien być mądrzejszy, na co on stulił uszy, podwinął ogon i poszedł sobie. Teraz nie chce do mnie przyjść chociaż zamknęłam szczurę w klatce.

Czekałam miesiąc na fakturę za nocleg, żeby się rozliczyć z łódzkiej delegacji. W Łodzi twierdzili, że została wysłana, A. twierdził, że do instytutu nie dotarła, bo wszystkie przesyłki przechodzą przez jego ręce i z moim nazwiskiem nic nie było, a jak będzie, to on będzie pamiętał. Traciłam nadzieję na odzyskanie pieniędzy, ale przyjrzałam się bliżej świstkowi z pokwitowaniem, na którym odkryłam kwotę vat-u i pieczątkę akademika. Szefowa poszła z nim gdzieś, gdzie kazali dołączyć do niego moje oświadczenie, że cośtam. Nie wiem cotam, bo ona napisała za mnie i zaniosła do księgowości, gdzie, jak się okazało, czekała moja faktura wysłana dawno temu, tylko na instytut a nie na mnie.
Kto jest dupa?
19:44, nita_callahan
Link Komentarze (6) »
środa, 14 października 2009
Trudno
Orionek przez ostatni tydzień dostaje ketonal i łapa zupełnie przestała go obchodzić. Do tej pory nawet po tabletkach przeciwbólowych jak nie musiał na niej stać, to nie stał, przy wskakiwaniu na tapczan lądował bez jej udziału, a kiedy ja wracałam z pracy, dłuższą chwilę zbierał się w sobie zanim wstał i przyszedł mnie przywitać. Teraz otwieram drzwi, a on już stoi z kapciem w zębach, przedwczoraj natomiast ten mój śmiertelnie chory pies wlazł na stół i zjadł tacie kolację. Swoją drogą nie wiem, co się z nim porobiło na starość, bo dawniej stawiając miskę z jedzeniem trzeba było mu powiedzieć, że już gotowe i może jeść, inaczej nie tknął. Zdaniem mojej szefowej to skleroza. 
Niestety weterynarz straszy, że ketonalem mu w krótkim czasie rozwalę nerki i wątrobę, szybciej nawet, niż zabije go nowotwór. Mówi, żeby lepiej zrezygnować, bo w każdej chwili pies może dostać wewnętrznego krwotoku i będzie z nim koniec. Ela by pewnie powiedziała, żeby nie wierzyć weterynarzom, bo to chciwe łapiduchy, ale ona uczy studentów weterynarii, więc nie jest obiektywna. Ja uwierzyłam i kupiłam zapas tabletek tego czegoś, co mu pomagało połowicznie, nawet przedawkowywane odrobinę. No i teraz decyzja, niestety, należy do mnie. 

Trudno tak. 

Pieprzę, jak ten edytor obsysa. Nawet nie można pisać od nowego akapitu. Czy wam też większość blogów się otwiera bez tła? :P
18:58, nita_callahan
Link Komentarze (7) »
wtorek, 06 października 2009
nowa notka

Byłam dzisiaj na szkoleniu BHP w pracy i zakochałam się w panu ratowniku. Nie żeby był jakiś specjalnie ładny, ale zachwyciło mnie to o czym mówił, co mówił i jak mówił. Powinnam poszukać sobie faceta lekarza, bo tacy mi najbardziej imponują. A ten nawet, kiedy zaczął zdanie od nieakcentowanej formy zaimka, odruchowo się poprawiał. :)

Od jutra encorton co drugi dzień.  Nie działa niestety, guz rośnie. Muszę się zastanowić co dalej i pogadać z weterynarzem.

Dyskusje i kłótnie o tym co dalej wprowadzają nową jakość w moim domu, trzeba przyznać. Doszłyśmy  z babcią do wniosku dziś wieczorem, że tak naprawdę wcale się nie znamy i mamy o sobie nawzajem nieźle wypaczony pogląd. Lepiej późno. :)

22:06, nita_callahan
Link Komentarze (1) »
środa, 30 września 2009
Zapiski

Bo na kartkach mi się gubią.

Encorton 10 mg (pół tabletki)
raz dziennie przez pierwszy tydzień, przez drugi tydzień co drugi dzień. Zaczynamy od jutra czyli 1 października. Jeżeli to coś po encortonie przestanie rosnąć, to jest nadzieja. Chociaż widzę, że urosło od wczoraj, więc chyba dupa blada, encorton działa silnie przeciwbólowo i trzymajmy się go. Paliatyw paliatywem, ale jakąś nadzieję trzeba mieć, jak powiedziała przez chwilą pani doktor. I nie można zapominać o chorym sercu i skutkach ubocznych encortonu, więc:
Enrofloksan jedna tabletka dziennie
i
jakiś potas do picia
Wszystko od jutra rana. Najlepiej utarte w pasztecie.

18:21, nita_callahan
Link Komentarze (4) »
poniedziałek, 21 września 2009
Jutro 22 września

Urodziny mojego taty. Ale ja nie o tym.

Jutro Światowy Dzień bez Samochodu, w związku z czym we Wrocławiu jak co roku, cytując uchwałę Rady Miejskiej "obowiązuje jazda bez biletu." Kasowniki są zaklejone i już. A jak jest u was? W Legnicy, jak mi mówiono, można jeździć za darmo, jeśli ma się przy sobie ważny dowód rejestracyjny. W Łodzi to samo, chociaż przez cały tydzień. Wrocław, górą, jak zwykle. ;)

Przy okazji Łodzi: czerwono - złóte tramwaje są niezgodne z naturą. :]

18:57, nita_callahan
Link Komentarze (5) »
niedziela, 20 września 2009
Nie chce mi się pisać

Znowu mam kryzys. Chociaż pisać byłoby o czym, bo z rzeczy miłych: wczoraj wróciłam ze swojej pierwszej konferencji naukowej, a z rzeczy niemiłych: Ebola jest poważnie chora, to jakoś nie mogę się zebrać.

P.S. ten ktoś, kto zrobił nowego bloxa powinien się mocno jebnąć głową w ścianę. Przepraszam, ale nie potrafię tego inaczej skomentować.

18:56, nita_callahan
Link Komentarze (5) »
1 , 2 , 3 , 4 , 5 ... 54